Discover and play music albums featuring Między smutkiem a depresją - dr Ewa Woydyłło-Osiatyńska by Strefa Psyche Uniwersytetu SWPS on desktop and mobile.

ludzie - Mama jest nam najbliższa, w idealnym świecie obdarza nas wielką miłością, a wtedy czujemy się bezkarni, bo przecież jeśli ktoś mnie kocha, to mi wszystko wybaczy - mówi doktor psychologii i psychoterapeutka Ewa Woydyłło-Osiatyńska. Z matką łączy nas najmocniejsza więź, ale jednocześnie te relacje są nieraz bardzo trudne i burzliwe. I choć z nastoletniego buntu większość z nas wyrasta, to z obwiniania matki za wszystkie swoje niepowodzenia niekoniecznie. Dlaczego to właśnie na matkach często skupia się frustracja dorosłych już przecież osób? To jest bardzo uzasadnione i naturalne, że szukamy winnych. Własne niepowodzenia, przykrości, niezadowolenie z siebie byłyby nie do zniesienia, zwłaszcza dla młodej osoby. Ale jak znajdziemy przyczynę, kogoś, kogo możemy obwinić, wtedy jest nam lżej. Czasem nawet mamy uczucie, że jesteśmy w porządku, tylko ktoś zrobił coś niedobrego. Wtedy już w ogóle ułatwia nam to funkcjonowanie. Jestem mała i gruba, bo moja mama taka jest i taką figurę mi przekazała. Wtedy jestem zła na mamę, mniej na siebie. To nas ratuje. Mechanizm obronny polegający na obwinianiu należy do najczęstszych. Wzięcie na siebie odpowiedzialności jest miarą wielkiej dojrzałości, do której niektórzy dorastają, a inni nigdy nie dorosną, do końca życia będą palcami pokazywać innych, nie siebie. Gdy kogoś obwiniam, to ten ktoś myśli odruchowo: może coś złego zrobiłam? Poczucie winy staje się wymienną walutą. Osoba, która czuje się winna, zaczyna wynagradzać, ta, która obwinia, ma taryfę ulgową. To jest bardzo prosty, wręcz prymitywny mechanizm dodawania sobie poczucia ważności. A dlaczego mama? Bo jest najbliższa, obdarza nas w idealnym świecie wielką miłością, a wtedy czujemy się bezkarni, bo jak ktoś mnie kocha, to mi wszystko wybaczy. Nawet ojciec jest przeważnie osobą o większym dystansie do dzieci, by sobie na to nie pozwolił. Do tego dochodzi model matki Polki, która się wyrzeknie sama siebie, ząb jej się złamie, ale go sobie nie wstawi, za to kupi synowi trzecie spodnie. Nie ma czasu dla siebie, zaniedbuje się, a dziecko to wykorzystuje. A potem do tego wszystkiego jeszcze jej nie lubi, zamiast mieć dozgonną wdzięczność. Bo nie lubimy tych, którzy tak nam się poddają. Nie szanujemy ich. Tak, ale tu muszę zrobić wykrzyknik. Nie szanujemy, bo oni sami siebie nie szanują. Gdyby mama się szanowała, to by powiedziała: synku, na następne spodnie to sobie sam zarobisz. Mądra mama, która się szanuje, tak robi. Nie można powiedzieć, że to jest wina okropnych dzieci, bo dziecko w ogóle nie wie, na czym polega życie. Nie zna etyki, wartości, głębi, sensu, emocji. Uczy się tego, co wypróbowuje i może. Zresztą to rodzice uczą dzieci. Te, które się nauczyły być wymagające i bezwzględne, nauczyły się tego od rodziców. Tylko, że to dotyczy dzieci. Ale gdy przychodzi do mnie do gabinetu ktoś, kto ma 25-30 lat, to ja inaczej patrzę, mogę stawiać wymagania, oczekiwać odpowiedzialności. Wielu psychoterapeutów mówi, że całe nasze dorosłe życie zależy od dzieciństwa. Jak ktoś się bardzo tym przejmie, to potem na tym jedzie, to jest przepustka do nieodpowiedzialności. Tym mamom się jeździ po grobach, nawet nie po głowach, bo one już często nie żyją. Kiedy słyszę, że ktoś mówi: krzyczę na dzieci, bo moja mama na mnie krzyczała, to wtedy mówię: proszę wyjąć dowód i spojrzeć na PESEL. Ma pani więcej niż 13,14 lat, to po co się pani tak kurczowo trzyma czegoś, co było okropne, po co w tym tkwić? Ale brak odpowiedzialności jest prostszy i bardziej wygodny. Tak, ale jest też bardzo krzywdzący. Jeżeli sama nie wezmę odpowiedzialności za to, jak moje życie wygląda, to kto mi je urządzi? To ja się skazuję, że jak coś mi się nie podoba, to tego nie zmienię, bo rządzi PiS, bo były zabory, bo mąż pije. Wygoda polega na tym, że zastygamy. Mam 81 lat, czasem mnie ludzie pytają, jaka jest tajemnica młodości. Mówię wtedy: jedna jedyna sprawa: młodzi się uczą. Starzy się już nie uczą. Ja znam starych, którzy mają po 20 lat i mówią: bo ja już taka jestem. To obwinianie to jest zastyganie w pozycji, która jest niewygodna, krzywdząca, ale ktoś jest winien, więc ja mam uzasadnienie, żeby swoje życie zmarnować, bo ktoś czegoś nie umiał. Druga sprawa jest taka, że wielu rodziców nie ma kompetencji rodzicielskich. Dlaczego? Bo one pochodzą w większości z własnych doświadczeń. Jeśli mama odnosi się do mnie w sposób krzywdzący, można z dużym, prawie 100-procentowym prawdopodobieństwem powiedzieć, że ona się tego nauczyła od swojej mamy. Była kiedyś konferencja o świetnym tytule: Bici biją. I to jest reguła. Ten, kto ciebie skrzywdził, najpewniej też był skrzywdzony. Czasem mama jest jakaś, wiec dziecko mówi: ja będę inna. Ale nie zawsze wybiera lepiej, czasem to idzie w drugą, wręcz skrajną stronę. Poza tym ocena rodzica przez dziecko jest zawsze arbitralna. Ale najgorsze to mieć żal, tak jak gdyby rodzice wiedzieli, co zrobić, a specjalnie zrobili źle. Z wyjątkiem jakiegoś promila, większość ludzi daje dziecku to, co ma. Nie możesz dać tego, czego nie masz. Jeśli więc masz dać miłość, musisz być kochana, wiedzieć, jak się czuje tę miłość. Jeśli matka jest zalękniona, mąż źle ją traktuje, to ona nie dysponuje tym, co jest dla dziecka najważniejsze: troską, czułością, uwagą, ciepłem. Bycie matką to jest luksus, na jaki nie każda kobieta umie się zdobyć, żeby odrzucić wszystko i po prostu cieszyć się dzieckiem. Wiele matek wpada wręcz w błędne koło własnych ambicji, że przecież od dziecka trzeba wymagać, trzeba je kształcić. Dzieci są od najmłodszego programowane na ludzi sukcesu, ale nie dostają tej czułości, wspólnie spędzonego czasu. I potem często mają do matek żal, choć przecież one chciały dla nich jak najlepiej. Kiedyś na zajęciach, w których uczestniczyłam, terapeuta powiedział jedną rzecz: rodzic, ojciec czy matka ma do dyspozycji największy dar, jaki można dziecku dać. To jedna rzecz, którą powinno się robić zawsze, bez wyjątku. Gdy dziecko wchodzi do pokoju, gdzie siedzi mama, to ona ma podnieść wzrok, spojrzeć na dziecko i się uśmiechnąć. Może nie mieć pieniędzy, być chora, ale ma dać dziecku uśmiech, który w mowie ludzkiej oznacza: ciesze się, że jesteś. A u nas ile razy dziecko widzi uśmiechniętą mamę? Przeważnie widzi zmarszczoną ze złości twarz i słyszy: przestań, zostaw to, znowu nie posprzątałeś. Z tego, jak mama to dziecko po szkole przyjmuje, ono wyciąga wnioski. Większość dzieci może więc wnioskować, że mama mnie nie lubi, przeszkadzam jej, denerwuje ją, miałaby fajniejsze życie, gdyby nie ja. Więc nie ma co się dziwić, że gdy może jej dowalić, to dowala, bo od początku buduje się animozja. Biologicznie dzieci szalenie długo potrzebują tego, żeby się przytulić właśnie do mamy. A o to wcale nie jest łatwo, jeśli ona jest ciągle zajęta. Potem taka mama przychodzi i mówi: córka ze mną nie rozmawia. Więc pytam: a jak było, jak była malutka? Gadała bez przerwy, nie mogłam się opędzić. No to się pani udało. Parę lat temu robiłam warsztaty dla mamy i taty, zgłaszały się młode osoby, które dopiero miały w planach dziecko, nowa generacja fantastycznych ludzi, którzy odczepili się od tych tradycji i sami chcą sobie życie ułożyć, którzy się uczą, poszukują. Oni wielu błędów nie popełnią, bo otwierają się na doświadczenie, w którym są kompletnie zieloni. Podobnie jest z rodzicami adopcyjnymi, którzy są dużo bardziej świadomi niż biologiczni, bo się przygotowują, chodzą na warsztaty, dużo się uczą na temat poczucia wartości, respektowania granic. A nie ma pani wrażenia, że dzisiejsi rodzice mogą zwariować od nadmiaru często sprzecznych informacji, jak najlepiej wychowywać dzieci? To, że są różne modele myślenia i wychowywania, jest dla mnie naturalne, bo dzieci i rodzice są zupełnie różni. Ktoś może być bardzo surowym rodzicem i nigdy nie skrzywdzi dziecka. A z kolei wesołek może dokuczać, poniżać, być niesłowny. Nie ma co porównywać, włoskie rodziny krzyczą na siebie i rzucają w siebie serwetkami, a kochają się najbardziej na świecie. Bergman w swoich filmach pokazywał surowe rodziny protestanckie, gdzie ojciec pastor jednym spojrzeniem ucisza dzieci. Ale są i takie, gdzie tata się kotłuje z dziećmi po podłodze, a mama chodzi nago po domu. Która rodzina jest lepsza? To zależy od temperamentu, stylu życia, celów, potrzeb. Nie ma jednego sztywnego modelu rodziny. Jedynym kryterium, które należy brać pod uwagę, jest empatia, czyli wczuwanie się w sytuację i emocje drugiej osoby, zwracanie uwagi, co innym robią nasze słowa i czyny. Tylko jeśli się tego nauczymy, mamy szansę mieć dobrą rodzinę. Dobra rodzina nie musi mieć basenu, kortów. To taka, gdzie bliscy wiedząc co cię boli, nigdy tego nie wykorzystają. W naprawieniu relacji może pomóc terapia rodzinna. Zdarza się, że dorosła córka z matką zgłaszają się do pani gabinetu? Nigdy. Jakby przyszły we dwie, to równie dobrze mogłyby pójść razem do kawiarni. Często przychodzi matka, która rozpacza, że nie ma kontaktu z wnukami, że dorosłe dziecko się odcięło. A jeszcze częściej córka, która narzeka na matkę, że nie może sobie ułożyć życia, bo miała taki okropny dom. Jeśli nie zatrzyma się procesu rozpamiętywania, to ta trauma będzie nam towarzyszyć do końca życia. Jeśli chcesz być ofiarą, proszę bardzo, ale gdy ci z tym źle, zrób coś. Napisałam kiedyś książkę "Aby wybaczyć". Z tym u nas kulturowo nie jest łatwo, wzmacniamy te patologiczne mechanizmy, lubimy się nakręcać, trzymać zadrę w sercu, powoływać się na tzw. honor. Komu to nie odpowiada, to to zmienia. Mamy dostęp do całego świata, jest mnóstwo książek, warsztatów, które mogą nam pomóc, ale wiele osób nie chce się wysilać, woli zakładać, że jest jak ma być. To kwestia wyboru, który ma każdy z nas. Pamiętam, jak kiedyś mój terapeuta powiedział mi takie zdanie: zawsze jesteś w tym miejscu, w którym chciałaś być. Myślałam wtedy, że mu oczy wydrapię, przecież wszystko jest zupełnie inaczej niż chciałam. Ale druga część tego zdania brzmiała: zawsze możesz to zmienić. Zamiast siedzieć i zachodzić w głowę, dlaczego tak się stało, zastanów się, co z tym zrobić.
Podcasty Strona główna / Twoje 357 / Podcasty / Podaj dalej / Gość: Ewa Woydyłło-Osiatyńska. Wstecz. podajdalej@radio357.pl. Podaj dalej. 07.07.2021, 60
– Kultywowanie cech kobiety, które czynią ją poddaną, uległą, pozbawioną własnej wartości, jest szkodliwe dla całego społeczeństwa. Patriarchat zniszczył nie tylko kobiety, ale i mężczyzn – uważa Ewa Woydyłło-Osiatyńska, psycholożka i terapeutka uzależnień. Przypomnijmy: dr hab. Paweł Skrzydlewski, doradca ministra edukacji i nauki Przemysława Czarnka, stwierdził niedawno, że jednym z priorytetów polityki oświatowej na przyszły rok szkolny jest „właściwe wychowanie kobiet, a mianowicie ugruntowanie dziewcząt do cnót niewieścich”. Czym te ostatnie właściwie są? I czy mogą być kluczowe w budowaniu szczęśliwego życia? Ewa Bukowiecka-Janik: Ugruntowanie cnót niewieścich. Co pani o tym sądzi? Ewa Woydyłło-Osiatyńska: Dramatyczny styl wypowiedzi. „Cnoty niewieście”. Sama już nie wiem, czy to ironia, czy bezczelność… Bo kim jest właściwie niewiasta? Sprawdziłam to wcześniej. Niewiasta to z prasłowiańskiego „ta, której nikt nie zna, o której nikt nic nie wie”, nowa kobieta w rodzinie. Czyli młoda, tajemnicza i ta, której zachowaniu należy się przyglądać. Błędna etymologia to „ta, która nic nie wie” w opozycji do wiedźmy, czyli „tej, która wie”. Zrobiła pani coś bardzo cnotliwego teraz. Tak? Tak. Nie powtarza pani bezmyślnie po innych, myśli pani samodzielnie, choć zestawienie niewiasty i wiedźmy w kulturowym ujęciu mi się podoba. Jest dowcipne. Krytyczne myślenie to zdecydowanie cnota. Dlatego myślę, że sam pomysł ugruntowania cnót niewieścich, kiedy już go odrzemy z tej archaicznej stylistyki i wyjaśnimy, co znaczy, jest dobry. Chęć założenia rodziny, bycia żoną i mamą to nie jest żadna cnota. To może być plan na przyszłość, jeden z wielu. Cnoty to wartości, cechy, które sprawiają, że mamy dobre, udane, szczęśliwe życie To coś nowego. Polski internet kipi ze śmiechu, a sama koncepcja ugruntowania cnót niewieścich zdała się przelać czarę goryczy – Sejm debatował nad wotum nieufności dla ministra Czarnka. Nic dziwnego. Wciskanie kobietom cnót niewieścich w XXI w. w takim ujęciu jest jak uczenie w szkołach kaligrafii w dobie cyfryzacji. Jak ogłoszenie na akademiach sztuk pięknych: „Proszę państwa, wracamy wyłącznie do rytów naskalnych”. To kompromitacja. Natomiast cnoty niewieście same w sobie są paletą fantastycznych cech, których w Polsce najbardziej brakuje grupie mężczyzn pokroju autorów tych wypowiedzi i dlatego ich wdrażanie wśród mężczyzn mogłoby być bardzo pożyteczne. Próżność, egotyzm, zainteresowanie sobą w opozycji do oddania się rodzeniu dzieci i tworzeniu jedynego słusznego modelu rodziny. To są cnoty niewieście według resortu edukacji. Chęć założenia rodziny, bycia żoną i mamą to nie jest żadna cnota. To może być plan na przyszłość, jeden z wielu. Cnoty to wartości, cechy, które sprawiają, że mamy dobre, udane, szczęśliwe życie. „Cnoty niewieście”, skoro mamy trzymać się tej nieszczęsnej stylistyki, są zatem niczym innym, jak zaletami kobiet, które wchodzą w dorosłość. Zainteresowanie sobą i własnymi potrzebami jest kluczowym narzędziem w budowaniu szczęśliwego życia. To uświadomiła rzeszom Polek Natalia de Barbaro w „Czułej przewodniczce”. Właśnie. Do cnót niewieścich nawet w tym stereotypowym ujęciu należą też wrażliwość, delikatność, uważność, uczuciowość, empatia, szacunek do innych, łagodność. Czy jest w nich coś złego? Absolutnie nie. Każdy rodzic życzyłby sobie, aby jego dziecko zachowywało się w ten sposób. I jest to możliwe, gdy podchodzimy do dziecka z czułością, wrażliwością, zrozumieniem i szacunkiem. Całkowicie przeciwnie niż obecnie Ministerstwo Edukacji i Nauki podchodzi do młodzieży. Ono chce narzucać, rozkazywać, prawić, grozić palcem, nakładać sankcje. Tak wychowywane są kolejne pokolenia chłopaków, którzy zioną agresją i wychodzą na marsze niepodległości albo zostają kibolami, a od kobiet wymagają, żeby siedziały cicho w domu. Obserwuję Polaków jako psycholożka od kilku dekad i powiem pani, że jeśli komuś brakuje cnót w życiu, to głównie mężczyznom. Edukacja ma wielki wpływ na kształtowanie się mentalności i świadomości. Z badań czytelnictwa wynika, że mężczyźni czytają coraz mniej, zaś kobiety coraz więcej. Nie tylko w Polsce. Także więcej kobiet niż mężczyzn idzie na studia. Na uniwersytetach trzeciego wieku też widuję wyłącznie kobiety. Tych przepaści jest wiele i będą się one pogłębiać. Jestem terapeutką od wielu lat i gdy pracuję z kobietami nad problemami w ich związkach, najczęściej słyszę: „Bo mój mąż nie rozmawia”. „Kochanie, dokąd chciałbyś jechać na wakacje?”. „Obojętnie, załatw to” – słyszą w odpowiedzi. „Chcę porozmawiać”. „Daj mi spokój, o co ci chodzi”. Ten dialog, choć brzmi jak satyra, jest rzeczywistością wielu małżeństw. To jest wtórna niemota. Powrót do stanu atawistycznego. Szczeknąć mogę, warknąć, zajęczeć, ale nie umiem rozmawiać? Czytelnictwo to narzędzie konieczne do rozwoju. Bez czytania jesteśmy w stanie tylko powtarzać po innych. Ale edukacja i czytanie to też nauka wyrażania myśli i uczuć, co ewolucyjnie kobietom wychodzi po prostu lepiej. Kobiety potrafią się otwierać, słuchać, uczyć, przyznawać do błędu, pragną zmian, rozwoju i zyskują na tym. Wystarczy spojrzeć na statystyki. Kobiety żyją dłużej, bo żyją lepiej. Kropka. Dlatego tak bardzo polskie kobiety wkurza, gdy to mężczyźni prawią o cnotach niewieścich i chcą decydować o naszych ciałach. To zjawisko również jest przejrzyste. Kobiety rzeczywiście zżymają się, że to mężczyźni chcą dyktować im, co mają robić i że to kolejny przejaw dyskryminacji. Oczywiście, jednak oni sami nie analizują tego aż tak głęboko. Zostają na poziomie: ja tu rządzę, więc mówię, co macie robić. Mentalność zmuszania, narzucania, przemawiania z ambony. Tak rządzą, tak traktują innych, tak chcą wychowywać dzieci i kształtować edukację, bo nie wiedzą, że to już nie zadziała. To jest pochodna czarnej pedagogiki. Wmawianie kobietom, jaka jest ich rola, to odmawianie im wolności, mówienie, co im wypada, a czego nie, to przedmiotowe traktowanie, dyskryminacja. To poważne nadużycie. Nikt nie powinien mieć takiej władzy nad drugim człowiekiem Czarna pedagogika niestety nie jest pieśnią przeszłości. Obecnie może nie mówi się już, że dzieci i ryby głosu nie mają, ale nadal dzieci traktuje się przedmiotowo i przejawia się to na rozmaite sposoby. Np. ocenianiem, wlepianiem etykiet. Próżność czy egotyzm do nich należą, dlatego obawiam się, że jakkolwiek karykaturalnie brzmi „ugruntowanie cnót niewieścich”, tak na poziomie przekazu trafią do części społeczeństwa. Nikt nie chce mieć próżnego dziecka. To nie jest zmartwienie szkoły. Ministerstwo Edukacji wykracza poza swoje kompetencje. Chce wychowywać zamiast uczyć. To, o czym pani mówi, to problem mentalności społeczeństwa. Rodzice wymagają: nauczcie nasze dziecko tego, czego sami nie umiemy. Dlatego połkną haczyk i dadzą się nabrać na „ugruntowanie cnót niewieścich”. Egoizm wynosi się z domu, z kolei próżność rozumiana jako koncentrowanie się na swoim lustrzanym odbiciu jest efektem zaniedbania intelektualnego rozwoju. Dzieci kopiują z dorosłych – i to nie tych napotkanych w szkole. Szkoła ma obowiązek być dobrym miejscem – takim, do którego dzieci nie boją się i chcą chodzić. Sączenie „cnót niewieścich” w postaci szkodliwych przekonań o kobiecości z XIX w. skończy się propagowaniem kultury gwałtu i przyzwoleniem na przemoc? Jeśli uznamy słownik, w którym cnoty niewieście to chęć rodzenia dzieci i koncentrowanie się na budowaniu rodziny z mężczyzną, to można powiedzieć, że cnotami niewieścimi jest piekło wybrukowane. Kultywowanie cech kobiety, które czynią ją poddaną, uległą, pozbawioną własnej wartości, jest szkodliwe dla całego społeczeństwa. Patriarchat zniszczył nie tylko kobiety, ale i mężczyzn. Mężczyźni nadużywają władzy, bo nie potrafią postępować godnie, normalnie. Wmawianie kobietom, jaka jest ich rola, to odmawianie im wolności, mówienie, co im wypada, a czego nie, to przedmiotowe traktowanie, dyskryminacja. To poważne nadużycie. Nikt nie powinien mieć takiej władzy nad drugim człowiekiem. Jako terapeutka, pracująca głównie z kobietami, których mężowie są uzależnieni od alkoholu, obserwuję z bliska tragiczne skutki wychowania dziewczynki na uległe dorosłe. Kobieta, która idzie w świat ze zdruzgotaną samooceną przez wieczne wmawianie jej, jaka ma być oraz z poczuciem, że na miłość i szacunek trzeba zasłużyć, to przyszła ofiara. Prędzej czy później nią będzie. Samo narzucanie takiego myślenia, trwanie w nim jedynie spowalnia proces zmian, który już się dzieje. Widzimy to choćby na strajkach kobiet. Wychowywanie dziewczynek do cnót niewieścich nie sprawi, że kobiety zrezygnują z wykształcenia czy swoich praw. To sprawi, że będą musiały o nie walczyć, iść pod prąd, a tak być nie powinno i nie w każdym środowisku to się uda. Niestety znam i obserwuję wiele kobiet, które przez brak znajomości własnych potrzeb i umiejętności żyją w niewoli. Nie potrafią np. zarobić, żeby utrzymać siebie i dziecko, przez co boją się odejść od męża, który źle je traktuje. Niektóre z nich nawet o tym nie myślą. To tragedia nie tylko tej kobiety, ale całej rodziny. Tak, i całego społeczeństwa. Kobiety pragną tego samego, co każdy człowiek: wieść ciekawe życie w zgodzie ze sobą. To nie znaczy, że będą one rezygnować z macierzyństwa. To znaczy, że będą budować związki, zakładać rodziny, kształcić się, rozwijać, czyli robić wszystko, co ubogaca społeczeństwo. Cnoty niewieście takie, jakimi widzi je nasze ministerstwo edukacji, uniemożliwiają to. Zubażają. Natomiast ja się o polskie kobiety nie martwię. Każda dziewczynka poza nauczycielami i rodziną zna też inne dziewczyny i chłopaków. Ma dostęp do internetu. Czyta, obserwuje. Na jakimś etapie zbuduje się w niej świadomość swoich praw, a te nowe normy, o które walczą kobiety, staną się jej normami. Dowodem na to, że tak będzie, jest chyba historia współczesnych 30-, 40-latek, które wychowane często na grzeczne i potulne, stawiają na swoim i zaczynają żyć po swojemu. Nasze babcie i matki często urabiały się po łokcie, by sprostać wymaganiom patriarchatu, a my już postępujemy inaczej. Dokładnie. I byłoby super, gdyby wspierała je w tym szkoła, a nie sypała piachem w oczy. Jeśli jednak tego nie zrobi, to choć narobi po drodze wiele złego, ostatecznie się skompromituje. Feminizm jest już normą, tak jak normą stało się używanie elektryczności. Nikt już nie oświetla domów lampami naftowymi i już nikt nie cofnie kobiet do ról ukutych wieki temu. Nikt nie ma takiej mocy, jestem o tym przekonana. Zobacz także

dr Ewa Woydyłło-Osiatyńska – doktor psychologii i terapeuta uzależnień. Ukończyła historię sztuki na Uniwersytecie A. Mickiewicza w Poznaniu oraz podyplomowe studium dziennikarskie na Uniwersytecie Warszawskim.

– Na leczeniu w Instytucie Psychiatrii mieliśmy nawet obecnie zasiadających w sejmowych ławach – mówi w wywiadzie dla „Wprost” Ewa Woydyłło–Osiatyńska, doktor psychologii i terapeutka, autorka książek poświęconych terapii uzależnień. Dodaje, że w czasie leczenia polityków bardziej się dba, by „było dyskretnie”. – Oczywiście, zawsze o to dbamy, ale w przypadku osób publicznych trzeba uczulić innych pacjentów, by nie ujawniali tożsamości osób, które z nimi się leczą. Bo na leczeniu bywają osoby bardzo znane, także aktorzy, aktorki, księża – podkreśla. Właśnie kończy się pierwsza kadencja Sejmu, w czasie której nie byliśmy bombardowani doniesieniami o alkoholowych wyskokach polityków. Nikt nie mówił „coś tam, coś tam”, nie oglądaliśmy nagrań chwiejnego kroku posła opuszczającego gmach. Jednak Ewa Woydyłło-Osiatyńska, terapeutka uzależnień przyznaje, że to nie musi być powód do zadowolenia. – Może być tak, że dzięki większej dyscyplinie w Sejmie posłowie mają się na baczności i piją w ukryciu. Kiedyś w Sejmie bywałam wiele razy – jako specjalistka, ekspert, publicystka, brałam udział w sejmowych spotkaniach. Od czterech lat nie byłam ani razu, nikt mnie już tam nie zaprasza. Zresztą do Sejmu prawie w ogóle już się nie wchodzi, więc skąd mamy wiedzieć, co się tam dzieje? – przyznała. Alkohol w miejscu pracy? Odnosząc się do opublikowanych przez „Super Express” wyliczeń, z których wynika, że w czasie jednego dnia posiedzenia w sejmowym barze politycy i ich goście, bo tylko oni mogą tam wchodzić, wydają na alkohol 2700 złotych, terapeutka stwierdziła: – Kilka lat temu Sejm nie zgodził się na propozycję, by w miejscu pracy, jakim jest ta izba, w bufetach nie było alkoholu. Okazało się, że dla polityków było czymś nie do pomyślenia, by w Sejmie nie można było pić. To prawda – w ONZ też można kupić alkohol. Przez sześć lat bywałam w Genewie bardzo często, jednak nigdy nie widziałam, by w ciągu dnia ktoś pił wino – przyznała. Czytaj też:„Pijanym narodem łatwiej rządzić” – tak mówiono za komuny. Dziś pijemy jeszcze więcej Ewa Woydyłło-Osiatyńska, w rozmowie o alkoholizmie wysokofunkcjonującym, czyli dotyczącym ludzi na wysokich stanowiskach, majętnych, przedsiębiorców, przyznała, że leczyła także polityków obecnie zasiadających w sejmowych ławach. Ale mówiła też o tym, w jaki sposób z alkoholikami w sutannach radzą sobie ich przełożeni, biskupi: – Niektórzy biskupi w swoich diecezjach bardzo humanitarnie podchodzą do sprawy, nawet osobiście przyjeżdżają z delikwentem, by go przedstawić i poprosić o przyjęcie na oddział, a potem wspierają ich w terapii i po leczeniu. Ale są też politycy czy urzędnicy państwowi, którzy szukają prywatnej pomocy medycznej, psychologicznej, czy terapeutycznej, by ochronić się przed upublicznieniem problemu. Paradoksem jest to, że ten, który pił i ze swoim piciem wcale się nie krył, nagle, gdy przestaje, wstydzi się o tym mówić. To patologia, powinno być przecież odwrotnie. A przecież już w latach 70-tych żona prezydenta Forda, Betty Ford, po latach zmagania się z chorobą, ukrywania w Białym Domu mrocznego sekretu, publicznie przyznała się do alkoholizmu. Prywatne ośrodki? „Ryzykowne” Ekspertka wyjaśniła też, dlaczego jej zdaniem publiczne ośrodki leczenia alkoholizmu są lepsze. – Uważam, że prywatne ośrodki, których jest teraz tak wiele, są dużo bardziej ryzykowne. W niektórych trzeba płacić 2 tys. złotych dziennie. Czy właścicielowi takiej placówki będzie zależało, by pacjent już do niego nigdy nie wrócił? Obawiam się, że nie zawsze. Liczy się kalkulacja, podejście biznesowe – dodała. Pytana o to, czy wychodzenie z choroby, gdy jest się na świeczniku, jest dużo trudniejsze, odpowiedziała: – Mam osobisty przykład, który temu by zaprzeczył. Mój mąż, który był profesorem, autorem kilkudziesięciu książek, autorytetem w różnych dziedzinach. Gdy po leczeniu w USA wrócił do Polski, nigdy nie spotkały go żadne przykrości, wręcz przeciwnie, z powodu tego, że opowiadał o swojej chorobie, otoczył go nimb respektu. A był, jakbyśmy dzisiaj powiedzieli, celebrytą. Na przyjęciu, gdy mu proponowano coś do picia, głośno pytał: „a woda jest? Bo ja jestem alkoholikiem!”. Niczego nie ukrywał. Dobra terapia pomaga człowiekowi odzyskać tożsamość niezwiązaną z rolą publiczną. Czytaj też:Sejm na gazie. „Tu naprawdę można popaść w alkoholizm” Cały wywiad dostępny jest w 38/2019 wydaniutygodnika wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play. © ℗ Materiał chroniony prawem autorskim. Wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost. Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Książka Bo jesteś człowiekiem. Żyć z depresją, ale nie w depresji autorstwa Woydyłło Ewa, dostępna w Sklepie EMPIK.COM w cenie . Przeczytaj recenzję Bo jesteś człowiekiem. Żyć z depresją, ale nie w depresji. Zamów dostawę do dowolnego salonu i zapłać przy odbiorze!

Mamy władzę nad swoim życiem i samopoczuciem Dr Ewa Woydyłło-Osiatyńska – psycholożka i psychoterapeutka, specjalistka terapii uzależnień, wykłada w Collegium Civitas, kieruje programem nt. uzależnień w Fundacji im. Stefana Batorego, autorka książek z dziedziny psychologii – najnowsza to „Dobra pamięć, zła pamięć”. Napisała pani książkę o pamięci, z której wynika, że jakość naszego życia w dużej mierze zależy od tego, co pamiętamy ze swojej biografii. Pani wspomina tylko dobre chwile. – Nikt chyba nie sądzi, że spotykały mnie wyłącznie dobre rzeczy, ale świadomie skupiam się na pamiętaniu zdarzeń dobrych i budujących, a nie na przykrych. To kwestia wyboru. Chcesz być promienna? Powracaj do tego, co cię w życiu uskrzydlało. Niektóre osoby tak się koncentrują na trudnościach i niepowodzeniach, że do głowy im nie przychodzi, że wcale nie muszą ciągle wspominać złych zdarzeń. Znam pewnego pana, który często wspomina wojnę, wywózkę na Sybir i pracę w tajdze przy 40-stopniowym mrozie, a także rodziców, którzy zmarli tam z głodu. Potem był na froncie, brał udział w ciężkich walkach jako dowódca. Teraz ma przed oczami twarze żołnierzy, których stracił, opowiada o tym bliskim i znajomym. Zastanawiam się, czy to coś złego, że wspomina takie rzeczy. – Słuchałam z zaciekawieniem, bo opowiadała pani o ludzkim doświadczeniu, które jest zawsze jakąś lekcją. Część ludzi na starość powraca do takiej części życia, która była wytłumiona, zamknięta, nieujawniona. Każdy ma do tego prawo. Nawet każdy ma prawo być nieszczęśliwy. Ale ten starszy pan jest pogodny. – To super. Powiem pani, że nie wiem, co będzie ze mną później, o czym będę myślała, co wspominała. Na razie staram się nie rozpamiętywać złych chwil. I wychodzi mi to na dobre. Znałam kiedyś osobę, która miała jedwabne życie: udane dzieci, dużo pieniędzy, wspaniałe podróże po całym świecie, a mimo to cały czas opowiadała, jakie okropności spotkały ją podczas wojny. I wszyscy jej unikali. Musiała być męcząca. Ten pan taki nie jest, opowiada też zabawne rzeczy. – To w porządku. Można jakąś złą historię opowiedzieć raz czy dwa. Ale jeśli człowiek robi sobie z tego wizytówkę, to odstrasza innych. Gdy starsi ludzie, czytając nekrologi, dochodzą do wniosku, że wszyscy z ich pokolenia odeszli, mogą wpaść w przygnębienie. Tak się stało niedawno z moim mężem, kiedy w ciągu roku umarli trzej jego najlepsi przyjaciele, choć mąż nie jest jeszcze z tego pokolenia, które odchodzi. To normalne, że każdego w takiej sytuacji ogarnia smutek i nurtują pytania o sens życia. Z mojej półki ludzie jeszcze tak często nie znikają, ale zdarza się, że ktoś umrze na serce czy raka. I wtedy myślę: „Po co się starać, po co w cokolwiek angażować, skoro i tak umrę?”. I jestem o krok od rozpaczy. – Tak było zawsze, odkąd człowiek przestał egzystować tylko po to, aby upolować jelenia i go zjeść. Homo sapiens – człowiek myślący – musi się zastanawiać nad takimi sprawami. Wracając do pamięci, powinniśmy mieć do niej mniej więcej taki stosunek jak do języków obcych. Nie szkodzi, że ich nie znasz, po prostu się naucz. ? – Jeżeli nie umiesz przywoływać przyjemnych rzeczy ze swojej przeszłości, to się tego naucz. Miałaś ciężkie życie – gwałcili cię, bili, katowali, wyrzucali z domu, urodziłaś się w slamsach… Trudno – było, minęło. Odpłacz, odżałuj, a potem przestań temu poświęcać czas i angażować umysł. Czy to możliwe? Tak, i to w każdym wieku. Jeżeli ten starszy pan zacząłby coraz częściej przypominać sobie tych zmarłych kolegów i rezygnował z normalnego życia, mówiąc np.: „A, już mi się nie chce nigdzie iść”, wtedy warto by było przyprowadzić go do terapeuty. Oderwać od złych wspomnień Jemu akurat się chce, właśnie wyjechał nad morze… Ale weźmy przykład innego pana, który ciągle opowiada, jak w PRL było mu niedobrze, jak go krzywdzili komuniści. I tylko na tym się koncentruje. – Można wtedy go zapytać: „Ma pan takie piękne ręce. Grał pan na jakimś instrumencie? A w ogóle jaką muzykę pan pamięta? Czy byli w pana życiu ludzie, którzy lubili śpiewać?”. On by odpowiedział, że tak. I wtedy zaczęłyby mu się przypominać rzeczy miłe. Wystarczy zmienić temat? – Ale należy to robić tak jak w tym przykładzie. Nie wolno mówić: „Daj spokój, porozmawiajmy o czymś weselszym”. Bo wtedy uzyskamy efekt przeciwny. Ta osoba zacznie bronić swojej historii, powie: „Nie wtrącaj się, takie było całe moje życie”. Można też zaangażować ją do wspólnej aktywności, zaproponować: „Wiesz co, mam dobrą książkę. Chodź, przeczytam ci coś ciekawego”. Chodzi o to, aby umysł odwracał się od wspomnień o pogrzebach. Albo powiedzieć: „Wiesz co, ty tak świetnie umiałeś coś tam. Naucz mnie tego”. Wcale nie musimy prosić o jakąś sentymentalną opowieść o pierwszej miłości. Człowieka, którego chcemy wyrwać z cierpienia i smętnych wspomnień, możemy poprosić, aby opowiedział nam o czymś pogodnym. Można zacząć w taki sposób: „Słuchaj, zupełnie nie pamiętam cioci Marysi. Opowiedz mi, jaka ona była”. I wtedy myśli takiej osoby pójdą w innym kierunku. Zacznie widzieć jaśniejsze barwy swojego życia. Z pani książki wynika, że na skutek złych wspomnień i negatywnego myślenia, do którego one prowadzą, można nawet zachorować na depresję. – Nie ma na świecie ludzi, którzy mieliby same dobre wspomnienia. W ogóle nie o to chodzi, aby nie mieć złych wspomnień. Każdy ma dobre i złe – np. każde rozstanie jest źródłem smutku. A jeżeli jeszcze do tego rozstania dojdą zawiedzione nadzieje, niespełnione obietnice, jakieś przegrane szanse, to zrozumiałe, że człowiek wrażliwy będzie musiał to ocenić jako coś niedobrego. Gorzej, gdy czas mija, mamy przed sobą nowe wyzwania, a my odwracamy się tyłem do obecnego życia, kontemplując minione złe wydarzenia. Według mnie, najważniejsze jest nie to, jakie się miało życie, lecz to, jakie z tego wyciągniemy wnioski na przyszłość. W tej książce próbowałam przekazać, że wiele naszych postaw nabywamy drogą odwzorowywania, naśladowania starszych. Jeżeli w domu rodzinnym dorośli patrzą na życie przez pryzmat niedobrych zdarzeń, trudno się dziwić, że dzieci będą robić podobnie. Proszę zauważyć, że w polskiej kulturze lubimy rozpamiętywać nasze klęski, cierpieć – wystarczy popatrzeć na pomniki, nazwy ulic, posłuchać wiadomości. Lubimy wspominać przegrane bitwy… – Nawet gdyby były same wygrane, też nie widzę w tym nic twórczego. Bo czy można czerpać poczucie wartości z tego, że ktoś był kiedyś bardzo piękny albo dzielny? Nie, poczucie wartości trzeba czerpać z tego, kim się jest dzisiaj. Zwłaszcza kobiety mają z tym problem w naszej kulturze promującej młodość i urodę. – To swoją drogą… Ale ja mówię o specyfice naszej obyczajowości, gdzie dobrze jest widziane bycie nieszczęśliwym. Byłam w wielu krajach i nigdzie tak się nie rozpamiętuje swoich krzywd z przeszłości, nie obwinia za swoje niepowodzenia niedobrych mamuś czy tatusiów. Zresztą wielu psychologów, nad czym ubolewam, podtrzymuje w pacjentach to poczucie nieszczęścia. Złego dzieciństwa, które do tego doprowadziło. – Fakt, że mąż kogoś zostawił, może faktycznie unieszczęśliwić. Ale gdy w terapii miesiącami roztrząsa się dzieciństwo, w dodatku za niemałe pieniądze, uważam to za nadużycie. Czy nie powinno chodzić o to, aby zranionej osobie pomóc wrócić jak najprędzej do normalnego życia? Dlatego podobało mi się, jak pani, wchodząc tutaj, powiedziała: „Chciałabym wyjść za mąż, szukam męża”. Bo? – Myślenie kobiet w kategoriach „co ja bym chciała dla siebie” rzadko u nas występuje. Kultywujemy model kobiety, która nie wyraża swoich potrzeb ani pragnień. Dwa skarbce Ale odeszłyśmy od tematu pamięci. – Bardzo wielu ludzi nie wie o tym, że nosi w sobie dwa skarbce: w jednym znajdują się dobre rzeczy, a w drugim złe. I zamiast otwierać ten pierwszy skarbiec, zbyt często otwierają ten drugi – z niedobrymi sprawami. Ma to sens biologiczny, jesteśmy tak stworzeni, aby niedobre wydarzenia mogły ostrzegać przed zagrożeniami, które mogą znowu się powtórzyć. Otwieranie skarbca ze złymi wspomnieniami przypomina jednak sytuację, kiedy szlaban na przejeździe kolejowym został na zawsze opuszczony, ponieważ kilkadziesiąt lat temu zdarzył się tam wypadek. Jak wyrobić w sobie nawyk czerpania ze skarbca z dobrą przeszłością? – Można zrobić takie ćwiczenie, które zadaję swoim pacjentom. Przypomnij sobie 20 rzeczy, które są powodem do zadowolenia z siebie, do dumy. A jeżeli ktoś nie jest w stanie dobrze o sobie mówić ani pisać? – Na terapii powiedziałabym do takiej osoby: „Wypisz mi na jutro pięć rzeczy, za które jesteś wdzięczna”. A co, jeśli nie ma takich rzeczy? – To wtedy bym zaproponowała: „Wieczorem przed snem przypomnij sobie dwie dobre rzeczy, które dzisiaj się wydarzyły”. Powiedzmy, że stwierdzi, że nic takiego nie było. Powiem wtedy: „A więc zaplanuj sobie na jutro dwie dobre rzeczy, które sprawią ci przyjemność, i zrób je”. Niech to będzie zjedzenie pysznego spaghetti, telefon do dawnej nauczycielki, którą lubiłaś, pójście do ogrodu botanicznego albo do kina, może obejrzenie meczu albo wystawy malarskiej. Wszystko jedno. Zaplanuj sobie te dwie rzeczy albo więcej niż dwie (!) i je zrób. A wieczorem, gdy będziesz iść spać, podziękuj za to, że miałaś taki dobry dzień. Następnego dnia zrób to samo. I co się stanie? Pojutrze będziesz już miała w skarbczyku dwa dobre dni. Całe życie było do kitu, ale wczoraj jadłam pyszne spaghetti, a dziś jechałam taksówką, aby nie zmoknąć. Mamy władzę nad swoim życiem i samopoczuciem. Możemy wziąć na siebie odpowiedzialność za to, aby mieć dobre życie. Albo niedobre…. Warto się tego uczyć. Dlatego że wielu z nas dorastało w domach, gdzie nie było radości, np. tata siedział w rozchełstanej koszuli, pił piwo i mówił, że wszystko jest do niczego. I potem jego córka, która ma dwa fakultety, powtarza to samo. To trochę tak jak z papierosami, ludzie palą je w sposób bezkrytyczny. Nawykowo, prawda? Podobnie jest z naszym zachowaniem. – Depresja jest nawykowa. W książce piszę o dzieciach, przytaczając badania, zgodnie z którymi tylko 1,5% najmłodszych ma depresję wynikającą z defektu mózgu, polegającego na wadliwie funkcjonujących neuroprzekaźnikach. Pozostali dostali depresji, bo wzrastali w domach, w których panował ponury nastrój. A co ze starszymi kobietami? Do czego może doprowadzić zaglądanie do niewłaściwego skarbczyka? – Może również spowodować depresję. Jeśli człowiek będzie tkwił w negatywnych wspomnieniach, z całą pewnością obniży mu się nastrój. Koła ratunkowe Pisze pani, że potem z takiego obniżonego nastroju bardzo łatwo wpada się w dół. Dlaczego tak trudno z niego się wydobyć? – To tak jak z bagnem, łatwo w nie wejść, ale trudno z niego wyjść. Depresja zaczyna się na ogół od małego niezadowolenia. Od małego przygnębienia. A z małego przygnębienia łatwo wyjść. Jest mi trochę smutno, to zadzwonię do pani Basi, ona zawsze jest pogodna, pewnie coś ciekawego czyta albo gdzieś w fajnym miejscu była, to mi opowie. A może pójdziemy razem na rower… Wychodzimy bardzo łatwo – z małych dołków. Z dużego dołu samemu się za sznurówki nie wyciągnie. Co wtedy? – Trzeba już wołać o pomoc, samemu trudno sobie poradzić. Tylko nie wiadomo, czy ktoś będzie przechodził, czy ktoś usłyszy. W tym momencie przypominanie sobie miłych sytuacji z przeszłości nie pomoże. – Wtedy nawet nic dobrego się nie przypomni. Gdy człowiek jest w złym stanie psychicznym, całe życie wydaje się bez sensu. Nie ma się wiary, że będzie lepiej, człowiek nie ufa, że kiedykolwiek odzyska radość życia. Czyli to może być ostrzeżenie dla osób o tendencjach depresyjnych, że gdy tylko zauważą u siebie obniżenie nastroju, już powinny szukać dobrych wspomnień albo zastanowić się, za co mogą być wdzięczne w życiu, czy tak? – Owszem. Ale takie osoby powinny również stworzyć sobie listę ludzi, do których mogą się zwrócić, kiedy będzie im źle. Takie koło ratunkowe. – To nie muszą być sami przyjaciele, może być sąsiadka albo pani ze sklepu, które wysłuchają i powiedzą dobre słowo. Warto się zapisać na nordic walking, aerobik czy do czytelni. Najważniejsze to nie być samej. Innym ludziom łatwiej zauważyć, że jesteśmy w gorszym nastroju. Reagują na to, pytają, wyrażają troskę – wtedy można porozmawiać o swoim zmartwieniu. Więc nie bądź sama. Bo wtedy nie ma kto podać ci ręki. Co nie znaczy, że nie możesz sobie całego sobotniego popołudnia przesiedzieć w domu. Powinnaś jednak mieć listę osób, na które – w razie potrzeby – będziesz mogła liczyć w trudnych momentach. Czyli mamy następujące recepty: odwracanie uwagi od złych wspomnień, szukanie dobrych rzeczy w przeszłości, rozmowa z życzliwymi ludźmi, pisanie o sobie pozytywnych rzeczy… – Pisanie to fantastyczna autoterapia – np. opisz sto miłych zdarzeń ze swojego życia. I już człowiek się podnosi… Ale też znajdą się osoby, które tego nie zrobią. Wolna wola. Są różne patenty na życie. Ci promienni żyją i ci depresyjni też, tylko jaka jest różnica w jakości ich życia… Trzeba wziąć za siebie odpowiedzialność. Nie będę wtedy zwalać winy na mamę, na tatusia, na wujków, na komunistów, na kapitalistów, tylko urządzę sobie życie tak, jak uważam, że można najlepiej. Jesteś tym, co pamiętasz. To motto pani książki? – Tak. Jeśli będziesz pamiętać dobre rzeczy, to będziesz kimś pięknym i pogodnym, a jeśli będziesz pamiętać złe rzeczy, będziesz przygnębiony, zgorzkniały. Czy możemy mieć nad tym kontrolę? – Tak, możemy. Jeżeli nie pamiętasz dobrych rzeczy, zadbaj o to, by dzisiaj je tworzyć. Te dobre rzeczy staną się jutro dobrymi wspomnieniami. I otaczaj się pogodnymi ludźmi. Podobne wpisy

Szczęście w nieszczęściu, czyli o dobrych stronach trudnych doświadczeń - dr Ewa Woydyłło-Osiatyńska FCD - Spotkanie z Ewą Woydyłło i Martyną Harland. 30.11.2022 r., godz. 20.00 WYBIERAM WOLNOŚĆ | Ewa Woydyłło Rozsypanie się dotychczasowego świata w wielu przypadkach jest bardzo trudne, wręcz bolesne. Ale życie toczy się dalej i od nas zależy, jak potraktujemy nieszczęście, jakie wyciągniemy z niego wnioski na przyszłość – zauważa dr Ewa Woydyłło-Osiatyńska, psycholożka, terapeutka, autorka niedawno wydanej książki „Żal po stracie. Lekcje akceptacji”. Więcej… Myślę: sędzia, widzę: Salomon. To dowód na to, jak głęboko, jeszcze w latach szkolnych, zapadła mi w pamięć mądrość salomonowego werdyktu uznającego za prawdziwą matkę tę, która gotowa była wyrzec się dziecka na rzecz drugiej kobiety, zamiast rozszarpywać maleństwo na dwie połowy. Więcej… O żadnej grupie nie krąży tyle epitetów i kąśliwych uwag dotyczących zaburzeń psychopatologicznych, jak o politykach. Nie sądzę, by wynikały one z faktycznego znawstwa diagnostyki psychiatrycznej obywateli lub opozycyjnych konkurentów. Trzeba jednak przyznać, że większość przytyków dość trafnie punktuje odchylenia od norm psychicznych wysokich urzędników. Więcej… "O Bożym Narodzeniu najczęściej myślimy i rozmawiamy w przededniu Świąt, no więc znowu przyszła na to pora (...)" Więcej… "Sztukę definiujemy jako twórcze działanie człowieka odwołujące się do uczuć i intelektu poprzez oddziaływanie na zmysły (...)" Więcej… "Historycznie rzecz ujmując, budowanie siedlisk i w ogóle osiadłe życie domowe zaczęło się od sypialni (...)" Więcej… Dr Ewa Woydyłło-Osiatyńska – psycholożka i psychoterapeutka, specjalistka terapii uzależnień, wykłada w Collegium Civitas, kieruje programem nt. uzależnień w Fundacji im. Stefana Batorego, autorka książek z dziedziny psychologii – najnowsza to „Dobra pamięć, zła pamięć”. Napisała pani książkę o pamięci, z której
„Szczęście jest przereklamowane” – mówi w czasie spotkania w Strefie Psyche dr Ewa Woydyłło-Osiatyńska. Jednocześnie proponuje, by przedefiniować pojęcie szczęścia i zacząć myśleć o nim jako o umiejętności, którą każdy może zdobyć i doskonalić. Czy rzeczywiście wszyscy i zawsze jesteśmy w stanie nauczyć się szczęścia? Odpowiedź na to pytanie przynosi filmowy zapis ze spotkania z dr Woydyłło-Osiatyńską. Szczęścia trzeba się nauczyć. Właściwie jest to powinność człowieka dojrzałego, bo to powiększa dobro i wartość świata. dr Ewa Woydyłło-Osiatyńska Nasz kanał na YouTube O autorce Ewa Woydyłło-Osiatyńska – doktor psychologii i terapeuta uzależnień. Ukończyła historię sztuki na Uniwersytecie w Poznaniu oraz podyplomowe studium dziennikarskie na Uniwersytecie Warszawskim. Wykształcenie psychologiczne zdobyła w Antioch University w Los Angeles, doktorat z psychologii zyskała na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Autorka książek „Wybieram wolność, czyli rzecz o wyzwalaniu się z uzależnień”, „Zaproszenie do życia”, „Podnieś głowę: Buty szczęścia”, „Sekrety kobiet”, „My – rodzice dorosłych dzieci”, „W zgodzie ze sobą”, „Rak duszy”, „O alkoholizmie”, „Poprawka z matury”. Spopularyzowała w Polsce leczenie oparte na modelu Minnesota, bazującego na filozofii Anonimowych Alkoholików. Otrzymała wiele odznaczeń za osiągnięcia w dziedzinie terapii i profilaktyki uzależnień: Medal św. Jerzego przyznany przez „Tygodnik Powszechny”, odznaczenie Ministra Sprawiedliwości za pracę z uzależnionymi w więzieniach oraz Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski nadany przez Prezydenta RP.
TVN24 Ewa Woydyłło-Osiatyńska: Pandemia już uderzyła w nasze dusze i serca. Z całą pewnością to, co nazywamy niepewnością, zachwianiem jakiegoś porządku, dotknęło wszystkich
Przemoc, upiorny relikt przeszłości Ewa Woydyłło-Osiatyńska, pisarka i terapeutka uzależnień: Wielu ludzi żyje w paradygmacie przemocy. Ale przemoc nie jest nam do niczego potrzebna. Podobnie jak cukier – zajadamy się nim, a... Katarzyna Kubisiowska, Ewa Woydyłło-Osiatyńska Ewa Woydyłło-Osiatyńska: punkt zwrotny Ewa Woydyłło-Osiatyńska: Wydawało mi się, że ja nie będę w ogóle zdolna do życia. Ale to wydawało mi się przez parę miesięcy. A te parę miesięcy to się nazywa żałoba. A potem okazało się,... Gorzki smak leków Dr Ewa Woydyłło-Osiatyńska, psychoterapeutka: Łykamy farmaceutyki i równocześnie żyjemy niezdrowo. Nie chodzi nam o zdrowie, lecz o to, żeby się dobrze poczuć. Upadła męskość Mówienie o pijanej kobiecie, że można ją wykorzystać, to wyraz ekstremalnej pogardy. Skąd wyniesionej? My, bliscy furii Nie możemy mieć pretensji do szalikowców, wszechpolaków, rioterów demolujących miasta. Oni urodzili się tacy sami jak wszystkie inne dzieci. Dopiero później daliśmy im potężną lekcję... Policjant mówi o trawce Ewa Woydyłło-Osiatyńska, psycholog i terapeuta uzależnień: Sam fakt, że ktoś spróbuje używek, jeszcze nie determinuje jego losu. Los determinuje to, czy widzi sens w życiu. Niestety,... Reguła przetrwania Istnieje wiele fraz na opisanie stanu sumienia: kogoś ruszyło, ktoś jest bez sumienia... Ale czym sumienie właściwie jest? Dyskutują: psycholog dr Ewa Woydyłło-Osiatyńska, filozof prof.... Poradnik dla każdego Światło, ruch, śmiech, ludzie - wszystko to nic nie kosztuje. Lecz sprawi, że z własnego życia z łatwością wydobędziesz więcej. Niezgoda buduje Ewa Woydyłło-Osiatyńska, psycholog: Polityka pogróżek to forma przemocy. Cywilizacja prowadzi jednak do zwiększenia poczucia bezpieczeństwa i współpracy między ludźmi: "Zgódźmy się nie... Granice Ewa Woydyłło-Osiatyńska: Prawo kandydowania do parlamentu ma dopiero 21-latek, bo uznajemy, że statystycznie jest bardziej godny zaufania niż 18-latek. Dojrzałość wiążemy z... Przez całe życie uczymy się, jak żyć. Także na błędach, ale żeby wyciągnąć z nich lekcje, trzeba najpierw swoje pomyłki zobaczyć, a potem – zamiast przerzucać winę na innych i oszukiwać siebie – nie wypierać się ich i nie wstydzić. Skąd brać taką otwartość i odwagę? Wskazówki daje psycholożka i terapeutka uzależnień dr Ewa Woydyłło-Osiatyńska.

Katowice | 30 maja 2020 | COVID-19 | Opinie | Akademia Sztuk Pięknych w Katowicach kontynuuje filmowy cykl postpandemicznych wykładów pt. „Stan czuwania”, do którego zaprasza wybitnych polskich intelektualistów. Rozmowy można oglądać na kanale YouTube ASP. W najnowszych odcinkach jedna z czołowych polskich terapeutek Ewa Woydyłło-Osiatyńska i dominikanin Tomasz Golonka. Cykl zainaugurował wykład prof. Tadeusza Sławka o nadziei, jako intelektualnym zadaniu polegającym na poszukiwaniu sposobności do odnalezienia samego siebie. Do udziału w kolejnej filmowej opowieści zaproszono doktor psychologii, psychoterapeutkę, publicystkę i autorkę książek. W nagraniu „Strata. Akceptacja” Ewa Woydyłło-Osiatyńska opowiada ona o lęku, walce i godzeniu się ze stratą, o fazach wyjścia i towarzyszącym im bogactwie uczuć i emocji, które – jako rozpoznane – stanowić mogą cenny kapitał na przyszłość. Trzeci wykład pt. „Ograniczenie, ale po co?” poprowadził Tomasz Golonka – dominikanin, przeor katowickiego klasztoru Dominikanów i proboszcz parafii Przemienienia Pańskiego w Katowicach. Z racji zainteresowań, w swoich wyborach czytelniczych szczególnie często sięga po teksty poświęcone duchowości, antropologii, psychologii i kontemplacji. W filmie opowiada o ograniczeniu i ograniczaniu w perspektywie duchowości chrześcijańskiej, w której rzeczywistość jest nam dana. O przyjmowaniu i nakładaniu na siebie ograniczeń, jako przejawach uświadomionej integralności z tym, co materialne. O odpowiedzialności i poczuciu sensu, jaki może z niej wypływać. Skąd pomysł na cykl wykładów? – Wirus dobitnie przypomniał nam o prognozach późnego antropocenu, rozpadzie znanych struktur ekonomicznych i politycznych, ale przede wszystkim istnieniu granic, o których zapomnieliśmy funkcjonując w paradygmacie cywilizacyjnym, w którym świat należy do nas. Wymuszone kwarantanną ograniczenia dotychczasowych sposobów funkcjonowania rozbiły ten wygodny schemat postrzegania – tłumaczą inicjatorzy cyklu. Cykl można śledzić tutaj

O lęku, walce i godzeniu się ze stratą, o fazach wyjścia i towarzyszącym im bogactwie uczuć i emocji, które – jako rozpoznane – stanowić mogą cenny kapitał n

Polskie Centrum Terapii w UK (Birmingham, West Midlands) 2016-06-10 Spotkania z Ewą Woydyłło w Birmingham Serdecznie zapraszamy wszystkich zainteresowanych na niesamowite wydarzenie jakim będą spotkania z Panią Ewą w naszym mieście w dniach 20 i 21 czerwca 2016. – SPRAWY KOBIET kobiecość, związki, współuzależnienie -TABLETKA CZY TERAPIA leczenie depresji, stanów lękowych, wzmacnianie poczucia wartości Wykłady odbędą się w godzinach popołudniowych od 18:00 do 21:00 Wstęp wolny Dołącz do wydarzenia na Facebooku: Adres i mapka na dole strony Kilka słów o Pani Ewie jeżeli ktoś nie zna Ewa Woydyłło-Osiatyńska jest doktorem psychologii i jednym z największych autorytetów w terapii uzależnień w Polsce i na Świecie. Jest autorką kilkunastu książek i poradników między innymi: “Sekrety kobiet”, “Buty szczęścia” czy “Podnieś głowę”. Często występuję w programach telewizyjnych a jej wykłady przyciągają rzesze ludzi. Uczy coachingu zdrowia w studium podyplomowym w Collegium Civitas. W Fundacji Batorego od 20 lat szkoli specjalistów terapii uzależnień w Rosji, Azji Centralnej i Europie Wschodniej. Laureatka Medalu św. Jerzego, Nagrody Teofrasta oraz wyróżnień prezydenckich. Posiada certyfikaty państwowe w dziedzinie terapii uzależnień i superwizji terapeutycznej. Międzynarodowa konsultantka w dziedzinie zdrowego miejsca pracy (Employee Assistance Program). Więcej o Pani Ewie można przeczytać w Wikipedii: Kilka wybranych filmów z Youtube. Adres wydarzenia: “Centrala” Unit 4, Minerva Works, 158 Fazeley Street, B5 5RT Birmingham Kilka minut od Polish Millenium House (sąsiednia ulica) Konsultacje indywidualne Zapraszamy również na indywidualne konsultacje z Panią Ewą w dniach 21 i 22 czerwca w Polskim Centrum Terapii. Koszt konsultacji jest symboliczny i wynosi 10 funtów za 30 minut lub 20 funtów za godzinę. Aby umówić się na indywidualne konsultacje należy skontaktować się z Centrum Terapii pod numerem telefonu: 07512 707 701 lub skorzystać z zakładki “Umów wizytę” Ilość miejsc ograniczona Oficjalny plakat (pobierz i zamieść u siebie na Facebooku czy stronie): .
  • 51fh2c9fpr.pages.dev/392
  • 51fh2c9fpr.pages.dev/88
  • 51fh2c9fpr.pages.dev/446
  • 51fh2c9fpr.pages.dev/187
  • 51fh2c9fpr.pages.dev/705
  • 51fh2c9fpr.pages.dev/517
  • 51fh2c9fpr.pages.dev/600
  • 51fh2c9fpr.pages.dev/140
  • 51fh2c9fpr.pages.dev/662
  • 51fh2c9fpr.pages.dev/682
  • 51fh2c9fpr.pages.dev/667
  • 51fh2c9fpr.pages.dev/487
  • 51fh2c9fpr.pages.dev/392
  • 51fh2c9fpr.pages.dev/670
  • 51fh2c9fpr.pages.dev/731
  • dr ewa woydyłło osiatyńska