Pobyt po tamtej stronie życia zmienia ludzi – egoiści stają się altruistami, niebieskie ptaki statecznymi obywatelami, a ateiści nagle zaczynają wierzyć Więcej artykułów Magia Magiczne zioła: użyj ich w leczeniu, kuchni i rytuałach! Magia ziół wspomagać Cię będzie przez cały rok. Wysiej rośliny już teraz - w doniczkach lub ogródku. Na wyciągnięcie ręki będziesz mieć magiczne zioła, które leczą, pomagają w rytuałach i... znakomicie uzupełniają smak potraw. Poznaj sekrety magii ziół i zobacz, do czego możesz ich użyć. Czytaj dalej >> Magia Dobra rada i afirmacja na zaćmienie Księżyca w Skorpionie. Zrób wszystko na opak! Zaćmienie Księżyca w Skorpionie daje niezwykłą moc. Gdy Księżyc się chowa, masz szansę schować się przed tym, co Cię męczy i co przeszkadza w życiu. 16 maja zrób wszystko na opak i wzmocnij się afirmacją. Oto co musisz zrobić. Czytaj dalej >> Magia Mapa marzeń 2022 - zrób ją 1 kwietnia, w nów Księżyca w Baranie! W pierwszy wiosenny nów Księżyca przygotuj swoją Mapę Marzeń! Już 1 kwietnia nów w Baranie daje energię, by zacząć wszystko od nowa, wyznaczyć życiowe cele i marzenia do spełnienia. Do tego rytuału potrzebujesz tylko kartki papieru, pisaków i gazetowych wycinków. Zaplanuj swoje marzenia! Czytaj dalej >>
Tom I. Agnieszka Janiszewska Wydawnictwo: Novae Res Cykl: Po drugiej stronie (tom 1) literatura piękna. 296 str. 4 godz. 56 min. Szczegóły. Kup książkę. Z końcem sierpnia 1996 roku Blanka Miller staje w progach swojej dawnej szkoły. Jej małżeństwo zakończyło się rozwodem i kobieta powróciła z Poznania do rodzinnej Warszawy.Aleksandra Witkowska. Kłujący ból z lewej strony klatki piersiowej na wysokości żołądka – odpowiada Lek. Ryszard Chalecki. Kłucie z lewej strony klatki piersiowej – odpowiada Bartłomiej Rawski. Kłucia w lewej stronie klatki piersiowej – odpowiada Lek. Małgorzata Horbaczewska. Kłucie w okolicy klatki piersiowej z lewej stronySłowa te, tak proste i czyste, napełniły nas jeszcze większym niż dotychczas poczuciem wielkiego szacunku dla życia. Przy tym zapewnienia, że ludzie o czystych umysłach i duchach nie muszą się obawiać śmierci, wydały się niewielkim pokrzepieniem wobec prawdopodobieństwa zniszczenia życia na planecie. Zapewne spowodowane to było niepełną wiedzą o samych sobie i brakiem zaufania do sił czuwających nad nami, by móc zachować całkowity spokój. Umocniło nas to ostatecznie w przekonaniu, że nasz pomysł, jakkolwiek niezwykły i nieprawdopodobny jest najlepszym wyjściem z sytuacji. Poza tym brak konkretnych wyjaśnień, zarówno ze sfery fizycznej, jak i astralnej, tym bardziej przemawiał za opuszczeniem Ziemi. Fenomen więc pozostawał wciąż niewyjaśnioną zagadką i zagrożeniem, którego realność nie dawała się zweryfikować, a równolegle prowadzone działania ratunkowe czynione były przez Rząd Światowy z pewną umiarkowaną powagą. W całej tej mieszaninie niepewności i poczucia zagrożenia postanowiliśmy nie czekać na odpowiedzi zmierzające w naszą stronę wraz z tajemniczym obiektem kosmicznym i zadbać o własne bezpieczeństwo, nie oglądając się na kampanię manipulacji świadomością ludzkości. Tak zatem szalony pomysł przerodził się w najlepsze rozwiązanie. Tego dnia, mieliśmy spotkać się wszyscy w małym domku nad jeziorem, by ustalić ostatecznie nasze role w całym przedsięwzięciu, rozstrzygnąć wszelkie wątpliwości dotyczące docelowego składu wyprawy. Wiedzieliśmy od początku, że nie wszyscy są zdecydowani, by zrobić to, co zostało zaplanowane. W chwili, gdy Tauril opowiedział o swoim pomyśle, było nas ośmioro – cała nasza paczka, która jakimś cudem od czasów studiów nie straciła ze sobą kontaktu. Wszyscy poznaliśmy się w tym samym mieście i chwilowo to samo miasto nas łączyło, mimo że nie wszyscy tam mieszkaliśmy. Zważywszy na to, że nasza grupa nie była najmniejsza, można było przypuszczać, że plan nie powinien napotkać zbyt dużych trudności. Wreszcie panujący wszędzie klimat stresu i narastającej paniki, był dla nas ironicznym sprzymierzeńcem, który ogółowi społeczeństwa odbierał nadzieję, zaś nam ją takim zamieszaniu, jakie zaczynało panować na świecie w ostatnich miesiącach, można było liczyć na sporo okazji do zdobycia potrzebnych rzeczy i dokumentów, niekoniecznie oficjalnymi drogami, korzystając z rozkładającej się struktury społecznych aparatów kontroli. Gospodarki z dnia na dzień zbliżały się do zapaści, ludzie spieniężali swoje dobra i wycofywali oszczędności, desperacko szukając sposobów na wykupienie się od zagłady, większość firm upadała, a potężniały tylko te, które obiecywały przetrwanie katastrofy w specjalnych miastach-bunkrach, budowanych pośpiesznie w kilku miejscach na świecie, oraz wszyscy inni, którzy sami nie wierzyli w zagładę i próbowali na ogólnej panice korzystać, sprzedając najróżniejsze patenty na można było wierzyć komukolwiek? My mieliśmy na to jedną odpowiedź, która kazała nam wziąć własne życia w swoje ręce. Ten zepsuty świat nauczył się już zarabiać na kłamstwie, strachu, panice, iluzji i jej wszelkich paskudnych wytworach, więc dla każdego, kto starał się posługiwać jedynie własnym rozsądkiem i umysłem, nie mogło w tym wszystkim być zbyt wiele prawdy. Rząd w zasadzie też nie starał się o prawdziwe dobro swoich obywateli, zresztą w obliczu tego, co nadchodziło, pozostawało mu jedynie stwarzanie iluzji i bagatelizowanie niebezpieczeństwa, tak by świat nie strawił się w chaosie sam, zanim urzeczywistniłaby się nadchodząca katastrofa.(Kevin Riepl – Hyperblast – Redux/ Unreal Tournament OST)Wszyscy pojawili się o wyznaczonym dla nich czasie, to znaczy w odstępach trzydziestominutowych, przyjętych dla zminimalizowania ewentualnych podejrzeń przypadkowych świadków. Pierwszy przybył Tauril, który do czasu pojawienia się pozostałych, zajął się przygotowaniem dla nich scenariusza wydarzeń, który miał przedstawić po zebraniu zespołu. Musieliśmy szybko zdecydować o tym, kto weźmie udział w wyprawie, a kto nie. Zorganizowanie wszystkiego wymagało koordynacji i precyzji oraz ścisłego zaplanowania czasu potrzebnego na każdy etap, tak byśmy mieli pewność, że całe przedsięwzięcie jest w ogóle możliwe do realizacji, wziąwszy pod uwagę czas, jaki nam pozostał. Pierwszą, więc rzeczą było ustalenie, kto decyduje się lecieć, a kto po równo czterech godzinach – ponieważ Arctu i Maya przybyli jak zwykle razem – byliśmy w komplecie. Ustaliliśmy wcześniej, że każdy ma się pojawić, bez względu na to, czy ma wątpliwości, czy nie. Ci, którzy nie byli zdecydowani, mieli do tego czasu podjąć decyzję i przedstawić pozostałym swoje postanowienia. Zobowiązaliśmy się także do utrzymania w tajemnicy naszych planów przez każdego, kto zdecyduje się późny wieczór i nadciągająca burza stworzyły wokół nas klimat powagi, a jednocześnie ukryły pod chmurami i w szarości zmierzchu, nasze zebranie i nasze rozedrgane emocje. Każdy czekał niecierpliwie na rozstrzygnięcie spotkania, bo każdy chyba chciał się przekonać, czy mamy szansę. Mogło przecież okazać się, że nie jesteśmy w stanie dokonać tego wszystkiego i trzeba będzie pogodzić się z tym, że musimy zostać i patrzeć, jak ginie nasz świat. Nie było to miłą myślą i dało się odczuć, że każdy kolejny przybywający do domku nosił tę obawę w sobie już od jakiegoś czasu, tak więc napięcie wypełniło do granic powietrze salonu, kiedy ostatnie z nas zatrzasnęło drzwi. – Wiecie, że nadciąga niezła burza? – Zapytał Saiph, zamykając drzwi.– Wiemy, i tym lepiej dla nas, nikt nie będzie się tu bez powodu kręcił! – uciął Tauril, po czym poprosił wszystkich by usiedli.– Możemy zaczynać? – Zapytał, przerzucając spojrzeniem po wszystkich obecnych.– Tak! – Odparło kilkoro z nas, pozostali skinęli lekko głowami.– Dobrze, więc. Pierwsze pytanie brzmi: kto zdecydował, że zostaje? Wiecie, że od ustalenia składu naszej załogi zależy powodzenie wyprawy, dlatego oczekujemy wszyscy stuprocentowych decyzji. Słucham was!W tym samym niemal momencie Saiph podniósł rękę. Wstał i po chwili ciszy powiedział:– Przyjaciele, nie mogę z wami lecieć, niedawno dowiedziałem się, że będę miał syna. Kobieta, z którą będę miał dziecko, nie może zostać sama, nie wiem, co zrobię, nie wiem, czy chcę z nią być, ale to dziecko to mój syn i urodzi się jeszcze przed katastrofą, a ja nie mógłbym żyć dalej, nie zobaczywszy swojego dziecka. Tak zdecydowałem. Jednak jeśli będę mógł wam pomóc, zrobię, co będzie możliwe. Życzę wam powodzenia!Po tych słowach usiadł i pochylił głowę, którą ukrył w dłoniach. Jego potężna postura nie pasowała do scen takich jak ta, kiedy wyraźnie czuł się bezsilny i zrezygnowany. Nie mówił nic, ale milcząc, wyraził wiele swoimi czarnymi jak węgiel oczami, których głębia potrafiła ujawnić więcej niż słowa. Po chwili podniósł skrywające wewnętrzną wrażliwość oczy i dodał, starając się rozproszyć ogarniającą go rozpacz:– Jeśli jednak przetrwamy, to liczę na jakąś wiadomość od was!Bezgłośny uśmiech pojawił się na niektórych twarzach, po czym wszyscy zaczęli się rozglądać po pozostałych w oczekiwaniu. Po kilku chwilach Alnilam podniosła rękę, sygnalizując chęć wyjaśnień.– Dziękuję wam za to, że zaufaliście mi i chcieliście bym wam towarzyszyła. Będę o was pamiętała do końca i trzymała kciuki za powodzenie wyprawy, ale mnie nie jest ona pisana. Od samego początku prześladuje mnie strach z nią związany i nie mogę się go pozbyć. Nie wiem, czym jest spowodowany, ale kiedy myślę o tym, by zostać, on znika. Nie mogę więc tego zrobić. To byłoby wbrew mnie samej, coś lub ktoś po prostu nie pozwala mi odlecieć. Poza tym musiałabym zostawić wiele osób, które kocham. Wybaczcie mi! Powodzenia!Usiadła, a po chwili po jej twarzy popłynęły szczere łzy. Kochała swoich przyjaciół i nie chciała ich zostawiać, ale rozdarcie, jakie ją ogarniało okazało się silniejsze. Nide podeszła do niej po chwili i czule objęła ją, szepcząc coś na ucho. Po jej słowach uścisnęły się i razem uroniły jeszcze kilka łez.– Czy jeszcze ktoś zdecydował podobnie? – rzucił trwająca kilkadziesiąt sekund pozwoliła się wszystkim upewnić, że pozostali stworzą zespół, który podejmie wyzwanie losu. Sześć osób, które postanowiły zostawić świat i życie, jakie znali do dziś, i zamienić je na ryzykowną podróż. Podróż ta nie miała nawet jeszcze swojego celu. Nie było również pewne, że dotrze gdziekolwiek, do innego świata, w którym ich nadzieje na ocalenie nie okażą się puste. Jednak te sześć osób miało umysły i dusze, które nie pozwalały myśleć, że nie ma żadnego wyjścia i możliwości. Odwaga na pewno była tym, co ich łączyło. Wszyscy byli otwarci na nowe, na to, co większości wydawało się szalone, dlatego też spotkali się tutaj i postanowili, że oni sami zdecydują, jak się dalej potoczy ich życie.– Zapytam pozostałych po raz ostatni i proszę wszystkich o uznanie tych słów za ostateczne – powiedział Tauril i skierował wzrok na osobę siedzącą najbardziej po jego lewej stronie…– Albali, czy jesteś gotowa?– Tak! – odpowiedziała z delikatnym uśmiechem Albali, bez najmniejszego niezdecydowania, jednocześnie salutując symbolicznie dotknięciem daszku wojskowej czapki, którą bardzo często nosiła.– Dziękuję ci i witam wśród załogi – odparł Tauril z podobnym uśmiechem, choć mniej dostrzegalnym.– Mayu, jaka jest twoja decyzja?– Oczywiście niezmienna, lecę z wami! Nie mogłabym postąpić inaczej – odpowiedziała Maya, a na jej delikatnej jak ryżowy papier twarzyczce zarysował się leciutko uśmiech.– Cieszę się zatem! Przyznam szczerze, że z tobą będę czuł się pewniej – odparł Tauril z wyraźną ulgą.– Arctu, twoje decyzje bez zmian? – Zwrócił się Tauril do kolejnego z przyjaciół.– Nie było łatwo, znaleźć odpowiednią motywację, by pogodzić się ze wszystkim, co się wiąże z naszym planem, ale ostatecznie doszedłem do wniosku, że nie mogę zrobić nic lepszego. Poza tym, wiecie, że marzenia ciągną moje życie w stronę tego, co nieznane, a taka okazja, mimo swej tragicznej przyczyny, jest przecież wielką przygodą. Coś takiego zawsze mnie pociągało, choć wiązało się z pewnym strachem… Jednak to jest właśnie ten rodzaj obaw, które mimo swej obecności skłaniają do bycia trochę szalonym… – Arctu wyraźnie zamyślony jednocześnie nad wszystkimi najdrobniejszymi aspektami, jakie wiążą się z planem, nie zauważył, że wszyscy patrzą na niego dziwnie, czekając, aż powie zwykłe tak lub nie, co wreszcie spostrzegłszy, wzdrygnął się, uśmiechnął i skwitował po prostu: – No… tak, przepraszam! Lecimy!– Anu, czy nadal jesteś zdecydowany na to wszystko? Jesteś dalej z nami? – pytał Tauril.– Słuchajcie, o ile mi wiadomo nie ma tutaj innego pilota, a ja nie chciałbym myśleć, że będziecie mnie przeklinać z tego powodu, że zmusiłem kogoś z was do nauki pilotażu w kilka tygodni. Natomiast na serio, to oczywiście, że lecę. Sama myśl o tej wyprawie przyprawia mnie o dreszcze, a to jest coś, na co czekam odkąd wstąpiłem do akademii i zasiadłem pierwszy raz za sterami. Gdybym miał dalej kontynuować swoją karierę w jakiejś marnej firmie transportowej, bo na flotę gwiezdną nie mam chyba co liczyć, to kto wie, może nie zdołałbym dotrzeć dalej niż na orbitę jakimś wycieczkowym wahadłowcem. Ludzie! Ja muszę latać i nie mam na myśli grupek staruszków z dziećmi, którzy chcą skorzystać z ostatniej szansy na ujrzenie Ziemi z kosmosu i przeżycie czegoś w ich mniemaniu ekscytującego w ostatnich latach życia, kiedy wreszcie mają czas na zaspakajanie ciekawości. Tyle mogę powiedzieć! – odparł Anu, wyrażając niemal z żalem, że został potraktowany, jakby obawiał się ryzyka. Znajdują się zarówno po stronie polskiej oraz słowackiej. Choć niestety i tutaj granica przebiega z korzyścią dla sąsiadów, ponieważ jedynie ćwiartka Tatr Zachodnich leży w graniach Polskich. Najwyższym szczytem Tatr Zachodnich jest Bystra (2248 m n.p.m.), a po polskiej stronie jest to Starorobociański Wierch (2176 m n.p.m.). W 2001 roku w zabrzańskim Zespole Szkół Specjalnych nr 41 było dwoje uczniów z autyzmem. Dziś są klasy, gdzie jest ich 90 proc., bo szkołę docenili rodzice borykający się z tym zaburzeniem u swoich dzieci. Otoczona drzewami placówka mieści się w centrum Zabrza, przy ul. Konopnickiej 3. Ruch samochodowy niewielki, blisko park, cisza i spokój. Klasy odnowione, kolorowe, w każdej kilka ławek i pełno pomocy dydaktycznych. - Autyzm jest najpoważniejszym schorzeniem rozwojowym. Określany często jako całościowe zaburzenie rozwojowe. Już sama definicja wskazuje, że zaburzony jest cały rozwój dziecka – nie ma wątpliwości Katarzyna Pankiewicz, psycholog w ZSS nr 41. – Na całym świecie obserwuje się wzrost zachorowań. Dziś autyzm określa się nawet jako chorobę cywilizacyjną. Jeszcze niedawno w Europie na 150 urodzeń jedno dziecko było autystyczne. Dziś przyjmuje się, że na każde 91 dzieci jedno rodzi się z autyzmem. Większość, bo aż 75 proc., ma zaburzenia umysłowe w różnym stopniu, ponad jedna trzecia (ok. 35 proc.) ma niższy iloraz inteligencji od przeciętnej. W zabrzańskiej szkole, gdzie trafiają dzieci z ciężkimi przypadkami autyzmu, uczy się 90 osób. W klasach I–III do 90 proc. uczniów jest autystycznych, w pozostałych – jeden, dwoje uczniów. W placówce funkcjonuje również oddział przedszkolny, a także prowadzone są zajęcia z zakresu wczesnego wspomagania rozwoju. – Autyzm diagnozuje się zwykle po 3. roku życia, choć najczęściej objawy rodzice zauważają wcześniej. Ważne jest, aby możliwie szybko rozpocząć rehabilitację i edukację, co zwiększa szansę sukcesu takich działań. Stąd w ramach oddziału wczesnego wspomagania, przez 8 godzin w miesiącu, spotykamy się na terapii z takim maluchem w domu lub na terenie naszej szkoły – wyjaśnia Teresa Paradowska, dyrektor placówki. Obecnie w przypadku dzieci z autyzmem obowiązek szkolny zaczyna się od 10. roku życia, w przyszłym roku ten wiek zostanie obniżony o dwa lata. Nie luksus, a konieczność U dzieci uczących się w ZSS nr 41 często występuje niepełnosprawność sprzężona. – Znaczy to, że autyzm połączony jest z upośledzeniem umysłowym, najczęściej umiarkowanym lub znacznym. Stąd konieczność specjalnych form pracy oraz indywidualne podejście do ucznia nie jest luksusem, ale koniecznością – tłumaczy Dorota Szmatlok, wychowawca klasy I b. Klasy mogą liczyć od 2 do maksymalnie 8 uczniów. Często oprócz nauczyciela jest osoba wspomagająca. Każdy przypadek autyzmu jest inny, dlatego w szkole pracuje się indywidualnie z każdym uczniem. – Sytuacja idealna to jeden uczeń na jednego nauczyciela. Choć obecnie nie jest to możliwe, to mała liczebność klas jest warunkiem powodzenia rehabilitacji – wyjaśnia dyrektor ZSS nr 41. «« | « | 1 | 2 | 3 | » | »» jedno po drugim. one by one. po drugiej stronie granicy. across the border · on the other side of the border. po drugiej stronie czegoś. on the opposite side of something. po raz drugi żonaty. married for a second time. dziesięć po drugiej. Agnieszka Kuzon z Wołczyna ma 10 lat, dorosłe oczy, a na klatce piersiowej pełno blizn. W tym tę największą, po przeszczepie serca. Wie, co to śmierć - przez 45 minut była po drugiej i poprzednich czterech operacji, które w Śląskim Centrum Chorób Serca Zbigniewa Religi przeprowadzono na jej małym serduszku, nie pamięta prawie w ogóle. Trochę aparatury, białe lampy, lekarza, który ją usypiał. I dziadka. Gdy obudziła się po zabiegu, podczas którego dwukrotnie ją reanimowali, opowiadała rodzicom, że stał przy jej łóżku. - Tylko że on nie żyje od dwóch lat - mówi mama dziewczynki, Beata przejęta opowiada o swojej chorobie. Wylicza kolejne zabiegi, tłumaczy fachowe A wie pani, jak mnie nazywają lekarze w klinice w Zabrzu? - pyta rezolutnie. - Mówią, że jestem ich nr 1Dziurkę wielkości 13 milimetrów w serduszku Agnieszki wykryto podczas zwykłego badania stetoskopem, gdy miała 2,5 roczku. Lekarz, który leczył ją na zatrucie, usłyszał szmery. Skierował dziecko na badania. Prosto z nich dziewczynka trafiła do kliniki w Agnieszka urodziła się z dużą, wrodzoną wadą serca polegającą na ubytku w przedsionkach serca połączonych z wadą zastawek - tłumaczy prof. Marian Zembala, szef zabrzańskiej kliniki operację miała tuż po swoich 3. urodzinach. - Ale kiedy lekarze otworzyli serce córki, okazało się, że trzeba będzie operować też zastawkę - wspomina mama. - Musiała jednak do tego podrosnąć. Trzeba było czekać, aż skończy 4-5 z każdym miesiącem czuła się gorzej - miewała duszności, coraz szybciej się Z czasem przy jakimkolwiek wysiłku siniały jej usta. No i chorowała, raz po raz - opowiada mama. - Serce słabło, a z nim organizm. Gorzej się bronił i co chwila była jakaś infekcja. Cały czas miała też zimne ręce i stopy, choć ciepło ją powodu tych chorób operacja zastawki była trzy razy przesuwana. Podczas zabiegu dziecko musiało być zupełnie zdrowe. Kiedy wreszcie udało się małą położyć na stół, okazało się, że jej serduszko jest w tragicznym stanie. Lekarze musieli przełączyć ją na jakiś czas na płucoserce, które przejmuje rolę tych organów, i przetaczali krew. - Od tego Agnieszka spuchła, miała nabrzmiałe paluszki, powieki, policzki. Krew niemal ciągle się jej sączyła, z oczu i noska… - opowiada przyciszonym głosem Ale z uszu mi nie poszła. Bo jakby poszła, toby było po mnie... - mówi dziewczynka. - Na szczęście pan doktor, który się mną zajmował, bardzo o mnie walczył. Powiedział nawet, że nie wyjedzie na urlop, dopóki się nie mała się obudziła, lekarze stwierdzili, że to nr 2Agnieszka dochodziła do siebie kilka tygodni. Z płucoserca przełączono ją na kolejną maszynę, a potem wszczepiono stymulator. Plan był taki, że ma doczekać z nim 14-15 lat. Wtedy, gdy organizm już urośnie, musiałaby mieć znów wymienianą zastawkę. Przy okazji - mieli nadzieję wszyscy - wymieniono by jej też stymulator. Standardowe działają średnio przez 16-20 Jej wytrzymał pięć lat - mówi Beata Kuzon. - Serce potrzebowało aż tylu impulsów, by bić, że całą moc zużyło w tak krótkim lutego 2010 roku, dzień po 10. urodzinach dziewczynki, państwo Kuzon pojechali z córką do Zabrza. Kardiochirurdzy mieli Agnieszce wymienić zużyty stymulator i doczepić trzecią elektrodę, by go wzmocnić i poprawić funkcję lewej komory serca dziecka. Urządzenie w tydzień sprowadzono zza granicy. Wszyscy byli dobrej myśli. Do momentu, kiedy nie otworzyli serca małej mieszkanki Wołczyna. - Powiedzieli, że było zniszczone jak stary kapeć - opowiada dziś medycy próbowali wymienić urządzenie, serce Agnieszki stanęło. Najpierw na długie 45 minut, a potem jeszcze na dwie. Ale zabrzańscy kardiolodzy walczą o każde A o życie Agnieszki walczyli szczególnie - mówi wzruszona Beata Kuzon. - Reanimowali ją prawie elektrowstrząsów, którymi pobudzali serce, dziecko miało poparzoną skórę klatki piersiowej, pleców i ud, bo pod nią podłożyli jeszcze jeden metalowy element. - Serce mi się krajało, gdy na nią patrzyłam - wspomina zrezygnowali z dopinania Agnieszce kolejnej elektrody. Wymienili stymulator, ale kazali przygotować się na najgorsze. Serce dziecka było w tak złym stanie, że nadziei nie Przez cztery dni czekaliśmy na śmierć - mówi Beata Kuzon. - Oczywiście, że mieliśmy nadzieję… Ale był też strach - przed tym, w jakim stanie może się obudzić Agnieszka. Po tak długiej przerwie w akcji serca mózg mógł być długo niedotleniony. Dziecko mogło się obudzić warzywem - nie wiedzieć, nie słyszeć, nie rozpoznawać Aga się wybudziła i okazała ciągle sprawną intelektualnie, rezolutną dziewczynką, stał się drugi nr 3Na ponowną próbę wszczepienia Agnieszce trzeciej elektrody nie zgodzili się rodzice. Każda kolejna mogła się skończyć śmiercią dziecka. Decyzja o przeszczepie zapadła jeszcze w lutym. Państwo Kuzon podpisali odpowiednie dokumenty i… pozostało czekać. Jak długo? Tego nikt nie był w stanie powiedzieć. Mogło to trwać kilka miesięcy, a może Niektóre dzieci nie doczekują się nowego serca - tłumaczy ze spokojem Agnieszka. - W Zabrzu poznałam Weronikę, która ma tyle lat, co ja. Ona się doczekała, jej młodsza siostra nie…Kolejne miesiące dłużyły się, zwłaszcza Agnieszce. Stała się obojętna na wszystko, smutna, ciągle leżała w łóżku. Widać było, że słabnie. - Usta ciągle miała sine, bo krew nie krążyła jak powinna, była bardzo wychudzona - wspomina w dziecięcym serduszku pojawiła się, kiedy media relacjonowały walkę o życie 6-letniego Tomka spod Przemyśla, który zatruł się grzybami. Gdy znalazła się dla niego wątroba, w Agnieszkę też wstąpiło nowe życie. Uwierzyła, że dla niej znajdzie się serce. - Mówiła o tym bez przerwy - opowiada się 1 września. O godzinie zadzwonił Pierwsze było pytanie, czy Agnieszka jest zdrowa. Potem usłyszałam, że mamy się pakować i czekać na karetkę. Jest dawca - pani Beata do dziś nie potrafi ukryć wzruszenia. - Wiemy tylko tyle, że serce przyjechało z Warszawy i pochodziło od dziewczynki w wieku zbliżonym do Agnieszki. Podobno była przy kości. To ona i lekarze z Zabrza oddali nam córkę…Przeszczep odbył się 2 września. Trwał ponad 8 godzin. Że mógł się odbyć tak szybko, to był kolejny jeszcze jeden- Agnieszka to dziś nie ta sama dziewczynka! - chwali podopieczną Barbara Błaszczykiewicz, nauczycielka ze Szkoły Podstawowej nr 2 w Wołczynie, która uczy Agę w domu. - Usta ma już różowe, nie czarne jak przed przeszczepem, poprawiła się i znów ma aż nadto - twierdzą bliscy. Ale trudno się dziwić. Dziecko ma 10 lat, a od przeszczepu przez jeszcze długie miesiące nie będzie mogła spotykać się z rówieśnikami. Najważniejsze teraz to chronić ją przed jakąkolwiek infekcją. Każda bowiem może nieść ze sobą ryzyko odrzucenia Smutno mi, że nie mogę się z nikim bawić, ale to rozumiem. Muszę być zdrowa - mówi poważnie rodzinie Kuzonów walka o życie dziecka zastąpiła dziś walka z rzeczywistością. Mieszkają w malutkim, jednopokojowym mieszkaniu na poddaszu, bez łazienki. Ubikacja jest dwa piętra niżej, a myć się trzeba w A tak być absolutnie nie może. Dziewczynka musi mieszkać w lokalu z łazienką, bo jakiekolwiek zakażenie czy brud może zmarnować wielomiesięczne wysiłki lekarzy, rodziny i cierpienia dziecka - stwierdza prof. Marian Zembala. - Dzwoniłem już w tej sprawie do starosty kluczborskiego, którego bardzo cenię. Wierzę, że jeśli wspólny wysiłek podejmą władze powiatu, województwa, a przede wszystkim gminy, to uda się znaleźć jakiś godny kąt dla tej Pośpiech, starosta kluczborski, obiecał zająć się Na początku tygodnia pojedziemy do Wołczyna, by zobaczyć mieszkanie państwa Kuzon - zapewnia. - Sprawdzimy, czy tam na miejscu da się wybudować łazienkę. Jeśli nie, poproszę o pomoc burmistrza. Będziemy szukać innego co starosta chce zrobić ten remont? - W budżecie starostwa oczywiście nie ma na to pieniędzy - mówi Piotr Pośpiech. - Ale będziemy szukać sponsorów. Jestem pewien, że się Kuzon utrzymują się z 1100 zł zasiłku pielęgnacyjnego i tego, co uda się dorobić tacie dziewczynki. Tymczasem ona sama potrzebuje całej masy leków przeciwodrzutowych i czegoś, co pozwoli łagodzić ich zły wpływ na nerki dziecka. - Tylko że to wszystko kosztuje - mówi Beata Kuzon. - W aptece ostatni pakiet leków za 350 złotych wzięłam na kreskę… Oddamy, jak tylko będą jakieś pieniądze. Litr soku z żurawiny dobrego dla nerek kosztuje 30 złotych, a czerwone mięso, które powinna jeść Agnieszka, też jest bardzo drogie…Dziewczynka nie ma też ubrań i butów na zimę. W dodatku wszystko to powinno być nowe, by zminimalizować ryzyko jakiegokolwiek zakażenia. Stowarzyszeniu Ziemi Wołczyńskiej "Dwa Serca", w którym działa Barbara Błaszczykiewicz, udało się kupić Kuzonom lodówkę. - Teraz załatwiamy jeszcze szafki, a opieka społeczna obiecała im na zimę wymienić okna - wyjaśnia pani problemem są też dojazdy do Zabrza na kolejne kontrole, a Agnieszka musi je przechodzić co kilka, kilkanaście dni. Kolejna już 17 listopada. - Nie mamy samochodu, a pociągiem nie możemy jeździć - mówi pani Beata. - Lekarze nie pozwalają, żeby Agnieszka się w nim od kogoś nie zaraziła. Każdy taki wyjazd to kolejne 100 złotych. Nie wiem, jak poradzimy sobie z kolejnymi…Tak było jeszcze we wtorek. W środę prof. Zembala powiadomił rodzinę, że Polska Grupa Medyczna ufundowała Agnieszce roczne stypendium To pieniądze, które mają być przeznaczone na jej leczenie - mówi profesor. - Ma też gwarancję, że w każdej chwili zostanie przyjęta na kardiologii w Kluczborku, by zrobić choćby echo serca i sprawdzić, czy przeszczep nie jest odrzucany. A gdyby coś się działo, to nasi lekarze mogą do niej przyjechać, zwłaszcza zimą, by nie narażać dziecka na dodatkowe niebezpieczeństwo Pośpiech, starosta kluczborski: - Cieszę się, że nasza kardiologia przyda się w tak ważnym momencie. W takich chwilach zyskujemy pewność, że warto było o nią Zembala dodaje: - Agnieszce trzeba pomóc, bo dzielnie walczyła, by przeżyć. Jak połączymy siły, choćby z okazji zbliżającego się Mikołaja, to będzie jej dziewczynkę rozpiera energia. Ma masę planów na przyszłość. - Będę biegać, jeździć na rowerze, pływać i bawić się ze wszystkimi! No i może kupię sobie kiedyś laptopa - wylicza. - Bardzo się bałam, że umrę, kiedy jechałam na operację. Teraz chciałabym o tym już nie pamiętać. Czytaj e-wydanie »
Ból po prawej stronie klatki piersiowej często pochodzi z płuc lub opłucnej i może być objawem zapalenia. Na obecność tej właśnie choroby wskazują takie objawy towarzyszące, jak: kaszel, gorączka, duszność, ogólne osłabienie, a nawet ból płuc.nie będą pojawiać się regularnie. jakiś czas mogę wstawiać one-shoty. jest pisane na podstawie anime Hiro Mashimy:Fairy Tail. proszę o wyrażanie swojej opinii w komentarzach ponieważ to motywuje do dalszego rozwartymi ramionami przyjmę i krytykę i pochwały. .